czwartek, 19 listopada 2015

Rozdział 3 "When I think of you some time And I want to spend some time with you Just the two of us."

  Ross i Calum siedzieli w swoim ulubionym klubie i popijali drinki. Rudzielec z rozmarzoną miną wpatrywał się w bliżej nieokreśloną przestrzeń, jedną ręką podpierał brodę a drugą bawił się słomką. Ross za to patrzył na niego z pytającą miną.
-Dobrze się czujesz?-zapytał blondyn.
-Mówiłeś coś?
-Pytałem na jakiej planecie jesteś.
-Crystal...- powiedział melodyjnie.
-Odpuść sobie... to suka.- stwierdził opierając się wygodnie o oparcie kanapy.
-Nie mów tak o niej! Po prostu twardo stąpa po ziemi, nie widzę powodu, żeby upodabniać ją do jakiegoś kundla...
-Nawet nie wie, że istniejesz...- zaczął się śmiać.
-I z czego rżysz?! Ty tylko obracasz te dupy i co z tego masz!?- zapytał Calum.
-Dobrą zabawę-powiedział roześmiany Ross.
-A gdzie miłość?!
-Jaka miłość!? To nie dla mnie. Widzisz mnie w roli tatusia czy wiernego małżonka?!
-Ale wiesz jak to mówią miłość i sraczka przychodzą znienacka-powiedział i wstał ze swojego miejsca- Nie znasz dnia ani godziny-poklepał go po ramieniu po czym wyszedł z klubu dostawiając zdezorientowanego Rossa samego.

Laura właśnie jechała do pracy. Cały czas rozmyślała, że będzie musiała widzieć się z Lynchem. Nie polubiła go. Uważa się za pępek świata i myśli, że każde dziewczyna będzie jego.
 Będę musiała go jakoś ścierpieć...
 Kiedy wyszła z windy na 10 piętrze zauważyła, że przy recepcji razem z Alice stoi wysoki brunet w garniturze. Seth gdy tylko zobaczył Laurę ułożył sobie w głowie cały plan działania. Tu nie chodziło o miłość tylko o to, że razem dobrze by się prezentowali i był by z nią dobra zabawa. Dziewczyna podeszła do nich i się przywitała
-Cześć, Laura.
-Hej- powiedziała pewnie.
-Wreszcie się spotykamy. Przepraszam, że sam nie oprowadziłem cię po firmie.
-Nie ma sprawy, rozumiem, że miałeś dużo pracy. Pewnie musisz dużo nadrabiać, Pan Ross raczej nie jest z typu pracoholików.
-Tak. Widzę, że zdążyłaś już go dobrze poznać- zaśmiał się.-Może dałabyś się wyciągnąć gdzieś po pracy?
-Na randkę?- zapytała niepewnie.
-Zaproponowałbym przyjacielskie spotkanie, ale skoro tak- zaśmiał się.
-Przepraszam, to nie musi być randka, jeśli nie chcesz...- zmieszała się, a jej policzki delikatnie się zaróżowiły jak zawsze w takich sytuacjach.
-Będę na Ciebie czekał po pracy- powiedział i po zabraniu teczki z blatu ruszył do swojego gabinetu. -Do zobaczenia na randce- rzucił odwracając się. Laura za to niechętnie powędrowała do biura, które dzieliła z Lynchem. Jak zwykle niosła dla niego kawę ze Starbucksa i siłą woli powstrzymywała się, żeby czegoś do niej nie dosypać... albo przynajmniej napluć.

 -Dzieńdobry.- powiedział, kiedy zobaczył ją w drzwiach.- Myślałem, że piękniejsza już nie będziesz, a jednak dziś wyglądasz zjawiskowo -powiedział i odsłonił rządek swoich białych ząbków. Laura po raz kolejny lekko się zarumieniła, ale szybko spuściła głowę żeby nie było tego widać. Nic nie odpowiedziała tylko zajęła się swoją pracą. Po chwili do biura weszła jak zwykle rozpromieniona Alice.
 -Pan Seth prosi do swojego biura-zwróciła się do Rossa i wyszła. Blondyn podniósł się z fotela i również wyszedł z pomieszczenia. Gdy tylko zamknął za sobą drzwi Laura odetchnęła z ulgą, że chociaż na chwilę się go pozbyła.
Ross wszedł do biura Seth'a i rozsiadł się w fotelu
-Czego chcesz?-spytał i zaczął bawić się kostką rubika.
-Chciałem ci powiedzieć, że umówiłem się już z Laurą, a podobno taka niedostępna
-I co myślisz, że od razu wskoczy ci do łóżka?!
-Może nie od razu, ale niebawem na pewno.
-Dobra, daje ci dwa tygodnie-oznajmił Lynch i odłożył zabawkę
-Zakładzik?! Okej, czemu nie. To o co się zakładamy?
-Jak się z nią prześpisz to dostaniesz podwójną pensję, a jak nie to idziemy do Energy i fundujesz mi imprezę -powiedział z chytrym uśmieszkiem Ross.
-Okey, stoi-podali sobie ręce i Ross upuścił biuro z uśmiechem na twarzy

-Tęskniłaś za mną kicia?-spytał kiedy tylko wszedł do biura
-Chyba w twoich snach-dziewczyna posłała mu chłodne spojrzenie i wróciła do swojej pracy.

 Seth już czekał na Laurę przy wyjściu. Dzisiaj to miał być tylko spacer nie chciał żeby pomyślała, że jest taki jak Ross.
-Już jestem, możemy iść-oznajmiła szatynka zapinając swoją torebkę.Spacerowali po Nowym Jorku w bardzo dobrych humorach.Nawet na chwilę nie nastawała niezręczna cisza, ciągle rozmawiali.  Mieli podobne poczucie humoru i świetnie się rozumieli, mimo tego, że znają się od niedawna. Laura bardzo polubiła Seth'a, ale nie wiedziała jeszcze jakie są jego zamiary.
-I jak pracuje ci się z Rossem?-zapytał.
-Wiesz on jest bardzo specyficzny i......to prawda z tymi asystentkami? Każda skończyła tak samo? -spytała prosto z mostu a brunet się zaśmiał
-Zabrzmiało to jakby co najmniej wszystkie mordował, wieszał na barierce balkonu ze swojego biura i gwałcił. W jego wypadku w dokładnie takiej kolejności...  A tak na serio... to on już taki jest, przynajmniej możesz mieć gwarancję, że Cię nie wyleje. Ambicja by mu na to nie pozwoliła. No chyba, że ci się podoba?-podniósł jedną brew do góry
-Ross!? Chyba sobie żartujesz! Nie miałabym z kim pójść do łóżka, tylko z gościem, którego mam serdecznie dość od pierwszego wejrzenia. -powiedziała ostro po czym spojrzała na wyświetlacz swojego iPhona. Robiło się już późno, a ona miała się spotkać jeszcze z Maią -Dziękuje za dzisiejsze popołudnie, było bardzo miło, ale niestety umówiłam się z koleżanką i muszę już iść.
-To była dla mnie sama przyjemność. Mam nadzieje, że jeszcze kiedyś to powtórzymy?-uśmiechną się do niej i pocałował w policzek
-Z miłą chęcią, a teraz muszę już iść. Pa!- pomachała mu jeszcze na pożegnanie i ruszyła do kawiarni Our Corner gdzie umówiła się z Maią.
 Od razu gdy weszła do środka czerwony płaszcz jej przyjaciółki wrzucił jej się w oczy. O dziwo to Maia zaproponowała spotkanie. Była osobą, która nie lubi przyznawać się do błędów a konflikty omija szerokim łukiem o czym Laura doskonale wiedziała.
-Hej- powiedziały do siebie. Maia z odruchu chciała przytulić przyjaciółkę, ale kiedy te nie zrobiła ani kroku w jej kierunku opuściła ręce.
-No chodź tu, idiotko- powiedziała niby z sarkazmem i przytuliła Maię...


Ross dziś w wyjątkowo dobrym humorze udał się do pracy. Nie miał pojęcia jaki był tego powód. Przechodząc koło recepcji rzucił tylko szybkie "Dzieńdobry" i udał się do swojego biura, gdzie zastał bardzo ciekawy obrazek. Laura i Seth śmiali się w najlepsze nie zwracając w ogóle uwagi na Rossa który właśnie wszedł-Przepraszam przeszkadzam państwu?!-powiedział z ironią i zajął swoje miejsce
-To ja już pójdę, spotkamy się później-powiedział Seth i szybko opuścił pomieszczenie
-Na prawdę Seth?! No to sobie wybrałaś-powiedział patrząc w papiery
-A coś ci nie pasuje!? To jest moje życie i moje sprawy!-powiedziała spoglądając na blondyna.
-No bo wiesz, Seth......a zresztą nieważne. Niebawem sama się przekonasz- powiedział z uśmiechem i wygodnie rozłożył się na fotelu. Ross nie chciał żeby Seth wygrał ten zakład. -Mam nadzieje, że nie masz jeszcze planów na weekend-zwrócił się do niej po chwili.
-Może mam, może nie. Nie widzę powodu dla którego miałabym panu o tym mówić.
-Idziemy na kolację kotku - oznajmił z uśmiechem nie zwracając uwagi na to co powiedziała do niego wcześniej.
-Co!? Na kolacje!? Że z tobą!?-spytała zdziwiona
-To ciekawe, że w ciągu jednej minuty potrafisz zwrócić się do mnie na pan a zaraz potem tak po prostu przejść na ty. Wracając, ze mną i z moimi rodzicami. W końcu muszą poznać moją nową uroczą pracownicę-powiedział z uśmiechem
-Powiem ci szczerze, że mi się to nie uśmiecha, szczególne w twoim towarzystwie
-A myślisz, że mi się uśmiecha? Myślisz, że nie mam ciekawszych zajęć na niedzielne popołudnie jak obiadek z rodzicami?!
-Domyślam się jakie to ciekawe zajęcia na ciebie czekają-powiedziała i stanęła przy półce szukając odpowiedniego segregatora.
-A co zazdrościsz?!-usłyszała jego głos tuż za sobą i poczuła jak jego ręce wędrują na jej talię. Lekko się wzdrygnęła gdy poczuła jego dotyk
-Raczej nie mam czego zazdrościć bo wiesz jak to mówią krowa co dużo ryczy mało mleka daje -powiedziała i szybko wyrwała się z jego objęcia po czym wróciła do swojej pracy
-Jeszcze zmienisz zdanie co do mnie, uwierz-powiedział i również zajął się swoją pracą.
-Nie wiem jak Maia może się z tobą przyjaźnić?!
-Ty znasz Maie?!-spytał zdziwiony
-Tak się składa, że to też moja przyjaciółka i nie wiem jak może przyjaźnić się z takim idiotą jak ty?
-A ja nie wiem jak może przyjaźnić się z taką cyniczną babą jak ty?!-w tym momencie Laura nie wytrzymała i przywaliła mu segregatorem, którym dostał prosto w jego piękną twarzyczkę
-Ałł pogięło cię?!-krzyknął trzymając się za obolały policzek
-Nie, nie pogięło i uważaj na to co mówisz bo następnym razem możesz dostać w bardziej czułe miejsce!-powiedziała ostro i wróciła do swojej pracy.


        Jak widzicie na blogu pojawił się nowy szablon ^^
Podoba się? Czy to, że tekst jest z prawej strony nie utrudnia czytania??

      Przepraszam za długą nie obecność, ale najpierw  zielona sql, potem milion sprawdzianów do napisania a w dodatku zaliczyłam ostre zderzenie z podłogą i wstrząs mózgu... :/ Powiem (napiszę?) tak, ludzi, którzy mają zapędy psychopatyczne się nie łaskocze, Amen.

sobota, 10 października 2015

LBA

 Nominacja od EmiDelly R5er
1. Jakie jest twoje największe marzenie?
Chodzić do szkoły.... nie zabijajcie mnie za to xD W te wakacje moi rodzice chcieli wypisać mnie ze sgl i... nwm jak to napisać... wprowadzić nauczanie domowe? Udało mi się zostać, teraz się modlę, żeby na drugi rok nie mieli takiego samego pomysłu.  Siedzenie miesiącami w domu to chyba mój największy koszmar.
2. Jakie cztery rzeczy zabrałabyś na bezludną wyspę?
Lodówkę, beatbox, ptasie mleczko i... Ross'a Lyncha. Więcej mi do życia nie potrzeba.
3. Ulubiona pora roku?
    Zima <3
4. Masz jakieś życiowe motto? Jeśli tak to jakie?
    YOLO
5. Czy byłaś zakochana? Jeśli tak to czy było to odwzajemnione uczucie?
    Byłam. Byłam wczoraj, jestem dzisiaj, będę jutro. Nie mam pojęcia, zatrzymałam się na fazie ryczenia i wpierdalania słodyczy.
6. Ulubiona książka?
    "Fangirl" (każdy kto pisze ff powinien przeczytać)
7. Piosenka, która poprawia ci nastrój?
    "Ain't nobody", nowa wersja i ta oryginalna.
8. Ulubione zwierzę i dlaczego?
Koty, niewymagające, nie chodzą na spacery, same się myją, gdybym dostała inne zwierze już by pewnie dawno zdechło.
9. Jaki masz znak zodiaku?
Koziorożec... jak Jezus, hyhy.
10. Skąd czerpiesz inspiracje do tworzenia swojej historii na blogu?
Moje przeżycia, piosenki, książki, filmy, artykuły, jedzenie. Everything.
11. Kim chciałabyś zostać w przyszłości?
Żoną Ross'a :3
Okay...
Chcę pisać książki, ewentualnie... ZOSTAĆ FOTOMODELKĄ, ALE CIIII....to tylko takie dziecięce marzenia XD 


Od Ani Fanki

1 Jak długo prowadzisz bloga? (tzn. odkąd jesteś na bloggerze)
Bloga prowadzę od lipca, ale na bloggerze jestem już znacznie dłużej. Byłam jedną z tych osób, która czytała, ale nigdy nie komentowała. Postanowiłam, że założę konto i sama spróbuję stworzyć coś własnego.
2 Czy masz swój ulubiony serial? Jaki?
Dr. House, oglądany przeze mnie w kółko i w kółko i znowu :D
3 Co myślisz o LBA?
Good idea. Czuję się trochę jak przy udzielaniu wywiadu ^^ 
4 Należysz do R5Family?
  No a jak ty to sobie inaczej wyobrażasz? ^v^
5 Ile blogów miałaś?
 Trzy. Na jednym pisałam o wszystkim, chociaż myślą przewodnią były DIY. Drugim blogiem jest właśnie A little bit of love... . Trzecim jest mój osobisty pamiętnik, gdzie niczym Violetta opisuję niespełnioną miłość do swojego sąsiada.
6 Co inspiruje cię do tworzenia, pisania?
Moje przeżycia, piosenki, książki, filmy, artykuły, jedzenie. Everything.
7 Masz hobby?
A czy ktoś go nie ma? Tańczę, piszę, czasami rysuję.
8 Umiesz grać na jakimś instrumencie? Jakim?
Próbowałam na fortepianie, ale mam antyzdolność do wszystkiego związanego ze słowem "muzyka".
9 Ulubiony aktor i aktorka.
Nie potrafię wybrać jednego 'o' Johnny Depp, Hugh Laurie, śp. Heath Ledger, Laura Marano (żeby nie było ;)), Shailene Woodley.
10 Co myślisz Rydellington?
Czekam na ślub.
11 Twoja ulubiona książka, dlaczego?
Nie potrafię wybrać jednej. Wcześniej napisałam, że jest to "Fangirl", tym razem napiszę, że "Trylogia Czasu". Przeczytałam w jeden tydzień, jedyne czego mogę się przyczepić to to, że nie mam pojęcia jak z tak fantastycznej książki można stworzyć tak nudny, beznadziejny i przewidywalny film.

Moje pytania:
1. Skąd pomysł na tworzenie bloga?
2. Ulubiony film/książka?
3. Jakie masz hobby?
4. Jakiej muzyki słuchasz?
5. Byłaś kiedyś zakochana?
6. Ulubione słodycze?
7. Ulubiona bajka z dzieciństwa?
8. Kim chcesz zostać w przyszłości?
9. Jeśli mogłabyś teraz kogoś przytulić, kto by to był?
10. Gdyby można było posiąść magiczną moc, co chciałabyś móc robić?
11. Masz/Chciałabyś mieć tatuaż? Jeśli tak to jaki i gdzie?

Nominuję:
1. Isabelle Grace
2. Aria Lynch
3. Tinsley
4. Pinni Pay
5. Verini
6. I
7. każdego
8. kto
9. chce
10. odpowiedzieć na
11. moje pytania ;)


Na koniec chciałam również przeprosić za błędy ortograficzne, które popełniam jak wspomniała już jedna z blogerek. Jeśli to jakkolwiek mnie tłumaczy to przyznam, że mam dość poważną  dysleksję i brak czasu na sprawdzanie każdego słowa w słowniku.





 Gdzie ja wtedy byłam!?

środa, 23 września 2015

Rozdział 2 "I'm a lightweigth and I know it. Cause after the first time, I was falling."

    W jednym z tysięcy mieszkań Manhattanu blondyn z bólem otworzył swoje zaspane oczy. Skierował wzrok na budzik szarpiący się na nocnej szafce przy łóżku. Wyłączył go zirytowany ciągłym wyciem i rozejrzał się po pokoju. Fioletowe ściany, białe, postarzane meble i plakat Luka Hammings'a nad jego głową upewniły go w tym, że to stanowczo, nie był jego pokój.

Przespałem się z trzynastolatką? 

W całym domu nikogo nie było z czego Ross był zadowolony. Wolał nie przechodzić przez wymienianie się numerami i słuchaniem dziewczyny, którą przecież... widzi pierwszy raz w życiu. Tak więc po ubraniu się wyszedł ignorując karteczkę przyklejoną na drzwi - "Zapisałam Ci mój numer w telefonie. Xoxo- Britney" i pojechał do pracy.



-Przepraszam za spóźnienie, ale wypadło mi coś ważnego- powiedział wchodząc do swojego gabinetu.
-Rozumiem. Ja też nie lubię wstawać w poniedziałek rano po udanej imprezie- skomentowała Laura.
-Czyli widzę, że Alice już ci o mnie opowiadała - Marano tylko się uśmiechnęła, a Ross zajął miejsce w fotelu za biurkiem.
-Rozumiem, że mogła się Pani stresować pierwszego dnia... ale może jednak opowiesz mi coś o sobie? Zatrudniłem zupełnie obcą osobę, mam nadzieję, że utwierdzisz mnie w przekonaniu, że to nie był błąd.
Laura usiadła na krześle przed jego biurkiem i rozpoczęła dyktować swoje CV, które pamiętała jeszcze sprzed czasu kiedy to jej była praca doszczętnie spłonęła.
Skończyła swoją wypowiedź licząc w duchu, że tyle wystarczy i będzie mogła już zejść z linii jego oczu. On za to przechylił wzrok gdzieś w bliżej nieokreśloną przestrzeń i przez chwilę się nad czymś zastanawiał.
 Laura korzystając z chwili przyglądała się jego idealnym rysom i śnieżnobiałym zębom, którymi przegryzał opuszkę kciuka. Był taki przystojny. Zdecydowanie zbyt łatwo można się w nim zakochać.
 Właśnie o tym myślała Laura, kiedy wpadła na pomysł, żeby przejąć pałeczkę. Raz kozie śmierć.
-A ty? Znaczy... a Pan? Pan mi coś o sobie... opowie?- zapytała niepewnie tym samym wywołując na twarzy blondyna zalotny uśmiech.
-Dobrze, a więc zacznijmy od tego, że nienawidzę tej roboty i wszystkiego co związane jest ze słowem "praca". Wiem już jakie masz najpewniej o mnie zdanie, ale i tak jest pewny, że pod tym spojrzeniem brązowych oczu kryje się coś więcej.
-To znaczy?
-To znaczy, że jestem przekonany, że na mnie lecisz- powiedział z uśmieszkiem a Laura przeszyła go wzrokiem.
-Wybacz kotku, ale nie każda musi na ciebie lecieć i ja właśnie do nich należę- powiedziała ostro.
Czemu ja się w ogóle odzywam? 
-No to chyba jesteś pierwsza- puścił do niej oko po czym podał jakieś papiery.- To jest twoja praca na najbliższy tydzień.

Kiedy Laura wzięła się do pracy Ross bez słowa wyszedł z pomieszczenia kierując się do gabinetu Seth'a. Wszedł do pokoju bez pytania gdzie zastał kumpla przeglądającego jakieś zdjęcia na Fecebook'u.


-Siema, stary. Jak po imprezie?- zapytał nie odwracając się od komputera.

No nie wierzę... Czy on nie wyczuwa hierarchii panującej w firmie? 

-Jakiej imprezie? A tej... Daj spokój. Musisz lepiej poznać moją prawą rękę- powiedział i oparł się o jego biurko.
-Przecież już ją znam.
-Wiem, i nie wierzę, że chciałeś ją przydzielić do dezynsekcji kibli.
-A co? Niezła? Wiesz... niby wróciłem do Emily...- zaczął Seth.
-Niezła i zadziorna, w sam raz dla Ciebie- przerwał mu.
-...ale akurat wyjechała na miesiąc. Ty nie startujesz?- dokończył.
-Nie, wiesz, że ja lubię szybkie i łatwe laski. Poza tym znudziłem się szukaniem nowej asystentki co tydzień- zaśmiał się Ross.
-No to okay, będę miał pole do popisu - Seth uśmiechnął się do siebie i powrócił do swojej "pracy" a Ross do Laury. Rozsiadł się na wygodnej sofie i otworzył laptopa. Próbował skupić się na tym co miał przed sobą, ale jego wzrok ciągle kierował się w stronę dziewczyny. Patrzył na jej piękne długie nogi, które tuż przed kolanem zasłaniała czarna spódniczka. Jej ciemne włosy delikatnie falowały przy ruchach jej ciała. Doskonale widział jej koronkowy stanik pod przeźroczystą bluzkę i już zaczął wyobrażać ją sobie w samej bieliźnie.
-Musisz się tak na mnie patrzeć!? To denerwujące - zwróciła się do niego co spowodowało przerwanie jego fantazji.
-Co ja na to poradzę, że tak pięknej kobiety jeszcze nie widziałem.
-Daruj sobie te słabe teksty- powiedziała i wyszła z gabinetu na zasłużoną przerwę.
Obok redakcji znajdowała się mała kawiarenka. Laura zawsze przechodziła koło niej kiedy szła i wracała z pracy. Dzisiejszego ranka zdążyła się przekonać, że właśnie w niej Maia znalazła nową pracę. Równie szybko, jak ona. Może byłaby pod wrażeniem, ale znała swoją przyjaciółkę i wiedziała, że dla niej nie ma rzeczy niemożliwych. Widziała ją wtedy przez szybę, jak podawała jakiemuś mężczyźnie filiżankę kawy. Ciągnęło ją, żeby wejść tam i przywitać się ze starą przyjaciółką. Tęskniła za nią, mimo, że od owego incydentu z łosiem minął zaledwie tydzień. Nie była na to gotowa, nadal nie jest.  Stanęła ponownie przed szybą, żeby sprawdzić, czy dziewczyna jest w środku. Kiedy stwierdziła, że skończyła już swoją pracę weszła do środka i zamówiła sałatkę.

 Wróciła do gabinetu, gdzie ku jej zdziwieniu jeszcze przed chwilą podrywający ją mężczyzna pogrążony był  w rozmowie z jakąś kobietą. W pokoju unosił się zapach drogich perfum. Laura miała teraz przed sobą prawdziwy ideał kobiety, ikonę perfekcyjności i stylu. Dziewczyna miała około metr dziewięćdziesiąt wzrostu, przy czym Laura nie sięgała jej pewnie nawet do ramienia. Miała na sobie dość mocny makijaż, włosy związane w koka, który jak widać był dziełem mistrza. Ubrana była, jakby przed chwilą zeszła z wybiegu D&G. Brunetka poczuła się jak w podstawówce, ubrana w czarną spódniczkę i białą koszulę. Brakowało jej jedynie marynarskiego kołnierzyka (powiedźcie, że nie tylko ja musiałam to nosić...-od aut.)Nieznajoma przyjrzała się Laurze krytycznym wzrokiem. Wygląd Marano nie zafascynował jej tak bardzo jak Laurę jej, bo już po chwili zwróciła się do Ross'a zmieniając język konwersacji na francuski.
Chciała zapewne w ten sposób porozmawiać z chłopakiem bez żadnych świadków. Dlatego też Laura bez zastanowienia usiadła przy swoim biurku i zaczęła pisać coś na komputerze udając, że w cale nie uczyła się francuskiego przez cztery lata na prywatnych lekcjach.
-Kim ona jest?- zapytała posługując się francuskim.
-Moją nową asystentką- odpowiedział jej.
-Błagam Cię... ubierz ją jakoś przyzwoiciej.
-Wygląda dobrze- zdziwił się. Według niego brunetka wyglądała bawet bardzo, bardzo dobrze. Inna sprawa, że przy Crystal, bo tak było jej na imię, wyglądała dość skromnie.
-Dobrze- prychnęła. -Pracuje w redakcji najbardziej prestiżowego magazynu modowego. Nigdy nie będzie wyglądać wystarczająco dobrze. Jest taka zwykła...-mówiła zanudzając Ross'a a brunetkę doprowadzając do czerwoności. -Ale to nie istotne. Ile już wytrzymała?
-To jej drugi dzień.
-O, no proszę. Czyli pobiła już Emmę, Jessicę...-zaczęła wyliczać.
-I Bridgit- dokończył blondyn. Rozmawiali jeszcze przez jakiś czas, póki dziewczyna nie wstała z krzesła i skierowała się ku drzwiom.
-Kończę o piątej- przystanęła w drzwiach.
-U Ciebie czy u mnie?- zapytał wywołując tym samym zdziwienie na twarzy Laury. Kim ona była? Ciężko byłoby uwierzyć w to, że Ross ma dziewczynę a jak na dziwkę wyglądała zbyt... elegancko, drogo?
-Przyjedź przed siudmą- powiedziała i wyszła z pokoju.

-O siudmej... jak mniemam jesteście umuwieni  na dobranockę?- zapytała Lau zaraz po wyjściu Crystal z biura. Blondynowi opadła szczęka.
-Musimy omówić pewne sprawy dotyczące firmy- odpowiedział w końcu.
-Tak.. oczywiście- rzuciła z sarkazmem.
-A co? Zazdrosna?



                                                                   
                                                                   olaH
Jak tam pierwsze dni waka... łohoo... prawie to napisałam. Chciałoby się :D
 Ja już mam masę ocen do poprawy x.x
Dziękuję za komentarze ^^
Niby tacy nie śmiali w pierwszym rozdziale a jednak... cicha woda brzegi rwie ;)
Tylko czy nie za szybko? Jeszcze na początku rozdziału byli na per "Pan"/"Pani".
No nic...  

                                                                 !ap, aP

niedziela, 13 września 2015

Rozdział 1 "It's too cold outside For angels to fly"

  Laura siedziała przy barze klubu i z zafascynowaniem w oczach przypatrywałam się płynnym ruchom barmana. Przykładał, przerzucał butelki i szklanki z taką łatwością jak normalny, zdrowy człowiek oddycha. Przerzucał butelki tak, że nie ulała się z nich ani kropla. Jednym ruchem ręki nalewał alkoholu do siedmiu szklanek. Wypuszczał szkło z ręki, żeby po sekundzie złapać go drugą ręką. Kolorowe płyny migały jej przed oczami. Był przy tym taki spokojny i naturalny, jakby niczego innego nie robił przez całe życie. Całość przypominała jej skomplikowany, ale harmonijny taniec.
-Robi wrażenie, nie?
-Jest genialny - odpowiedziała bez namysłu.
-Jesteś tutaj sama?- brunetka odwróciła się w stronę męskiego głosu. Zobaczyła przed sobą wysokiego bruneta w bluzce bez rękawów, która odsłaniała jego wyrzeźbione na siłowni ręce. Laura zazwyczaj unikała mężczyzn o przesadnym umięśnieniu, bo po prostu się ich bała.
-Nie miałabym z kim tu przyjść. A psów nie wpuszczają- odpowiedziała. Uśmiech na jego twarzy nieco łagodził całość, więc Laura zdecydowała się jeszcze nie dzwonić na policję, żeby zgłosić napastowanie.
-Coś się stało? A tak poza tym to jestem Seth- zapytał siadając koło niej.
-Długo by mówić. A tak poza tym to Laura.- odpowiedziała.
 Po namowie Seth'a Laura opowiedziała o ostatnich dniach włączając w to każdy szczegół jak na przykład to, że prawie została zgwałcona przez łosia. Spędzili całą następną godzinę na rozmowie przy barze. Brunetka nie mogła wierzyć, że chłopak, którego dopiero poznała tak dobrze ją rozumiał i starał się jej pomóc.
-Nie mogę na razie wiele dla Ciebie zrobić, Lauro. Pracuję w całkiem sporej firmie, ale jak na razie szukamy kogoś tylko do sprzątania i roznoszenia kawy, nie jestem pewien czy taka praca Cię satysfakcjonuje.
-Żartujesz sobie?- zapytała. Był dla niej jak anioł stróż. Spadł z nieba i przepędził wszystkie jej problemy. -Mogę zacząć roznosić kawę już teraz!- powiedziała z entuzjazmem i iskierkami w oczach, na co brunet cicho się zaśmiał.
-Wiesz, wydaje mi się, że na codzień bez tych wszystkich problemów musisz być świetną dziewczyną- powiedział przesuwając w jej stronę kolorowego drinka, którego barman przed chwilą przesunął w ich stronę.


Dwa dni później...
 Budynek jej nowej pracy wyglądał znacznie lepiej niż była firma Brian'a nawet przed spaleniem. Wszystko było zrobione nowocześnie, kiedy się tam wchodziło, miało się wrażenie, że przemieszcza się w czasie o dziesięć lat do przodu. Dziewczyna rozglądała się na wszystkie strony idąc w stronę windy, budynek był tak obszerny, że chyba jeszcze za miesiąc będzie miała co w nim zwiedzać o ile otrzyma tę pracę.

Tylko jak ja to wszystko posprzątam...?

Podeszła do recepcji przy której siedziały trzy kobiety i podeszła do jednej z nich.
-Laura Marano?- powtórzyła po niej. Hmm... przykro mi, ale jako nową osobę do sprzątania mam zapisanego zupełnie kogoś innego.
-Jak to? Ale...
-Pani nazwisko jest przypisane do nowej asystentki zastępcy szefa.

Seth...
Miał zrobić z niej sprzątaczkę a tym czasem została jego nową asystentką.

Czym on mnie jeszcze zaskoczy? I jak ja mu to wynagrodzę? 

-Dobrze, w takim razie zaprowadzę panią do jego biura. Ale przed tem...-zaczęła popychając dziewczynę w stronę jednego z pomieszczeń. Laura ze zdziwieniem rozejrzała się po pokoju. Zlew, mały stolik, kanapa, mop. Coś jak pomieszczenie socjalne. Recepcjonistka oparła się o drzwi odgarniając włosy z twarzy.
-Ale przed tem krótkie szkolenie. Pięć podstawowych zasad.
Po pierwsze,nie próbuj się jakkolwiek zbliżyć do szefa, masz go traktować na dystans.
Po drugie,szef, twój szef, pije Caffe Mocha, ma je mieć codziennie jeszcze przed południem.
Czy to przypadkiem nie jest kawa z czekoladą? 
Po trzecie, nie patrz mu prosto w oczy.
Po czwarte, nie mów do niego po imieniu.
I piąte, żadnych krótkich spódniczek, ani bluzek z dekoltami.
Inaczej po tobie. Pamiętaj, zwalnia każdą po tym jak pójdzie z nim do łóżka. A tak poza tym... to mówi mi Alice. Mam nadzieję, że Ci się u nas spodoba- uśmiechnęła się pogłębiając dołeczki w policzkach.

Czy ona mówi poważnie? Nie mogła mówić o Seth'cie, a może? 

Alice otworzyła przed nią drzwi do gabinetu tym samym ukazując nowocześnie wystrojony pokój. Po jego obu stronach, na przeciw siebie stały dwa czarne biurka. Ściany były pomalowane na łagodny, beżowy kolor a meble były czarno-białą kompozycją.
-Nie dam rady w tym terminie. Będziemy musieli przełożyć spotkanie na za tydzień- z lewej strony dobiegł ją męski głos. Dopiero teraz zauważyła, że przy jednym biurku na fotelu odwróconym do ściany ktoś siedzi.
-Jest zajęty, poczekajmy chwilę.
-Panno Hathaway, ciszej proszę- powiedział z irytacją.

 Wpatrywała się w skórzany fotel, wyczekując chwili w której się odwróci. Wyprostowała plecy i delikatnie podniosła kąciki ust. Ten nawyk wzięła po matce, zawsze robi to kiedy ma się z kimś przywitać. Chociaż co do uśmiechu, to zawsze ma go na sobie. Zawsze była taka pozytywna, za to dla dziewczyny aż za nadto. Wszyscy ją lubili, tylko Laura nie zawsze tego potrafiła.

 W momencie w którym fotel odwrócił się w jej stronę doznała szoku. A może ulgi? To zdecydowanie nie był Seth. Nie wyglądał jak Seth, nie miał głosu takiego jak Seth. Miał za to blond włosy, które zawsze były dla niej słabością. Oprócz tego ciemnoczekoladowe oczy. Idealne do wpatrywania się w nie godzinami. Chłopak uśmiechnął się  promieniście. Nie wyglądał na surowego tak jak opisywała recepcjonista. Ale na niegrzecznego i lubiącego się zabawić, zdecydowanie tak. Brunetka spojrzała w jego niemal czarne oczy i prawie krzyknęła z paniki.


Oczy!- pisnęła w myślach i natychmiast spuściła wzrok. Podniosła go, żeby widzieć go mniej więcej do szyi i z nie spokojem stwierdziła, że do niej podchodzi.
-Laura Marano, pańska nowa asystentka- powiedziała Alice.
-Ross Lynch- odezwał się podając dziewczynie dłoń.-Witamy w redakcji Red, pani Marano.
Była przerażona, mało co nie spojrzała mu w oczy. Nie zbliżać się, nie patrzeć, zasłonić biust... kawa, co jeszcze?
-Emem...- wydukała ściskając dłoń chłopaka.
-Wszystko z nią w porządku?- zapytał zwracając się do recepcjonistki.
-Jest po prostu nieśmiała, da sobie radę.  Ja wracam do pracy, powodzenia Lauro!
Czy jeśli on nie będzie patrzył w moje oczy, to ja mogę? Co to znaczy "prosto w oczy"? A co jeśli będzie stał z ukosa? 

Tak się nie da funkcjonować. 

Przełknęła ślinę, podniosła głowę, wyprostowała plecy i podniosła kąciki ust
-Miło mi Pana poznać. Szczerze mówiąc byłam przygotowana na inną posadę.
-Wiem, to ja zaproponowałem, awansowanie panią na asystentkę, jeszcze przed rozpoczęciem pracy. Niestety ostatnia dość szybko... odeszła- westchnął.

Od dzisiaj biurko po prawej stronie należało do niej. Pokazał jej czy będzie się zajmować, wręczył umowę do podpisanie i listę zadań na dziś.
Laura siedziała odbierając telefon za telefonem.
Sądziła raczej, że dopiero jutro rozpocznie pracę, a tym czasem wrzucili ją na głęboką wodę z blondwłosym rekinem po drugiej stronie pokoju. Jej wzrok w końcu skierował się na niego. Siedział oparty na ręce i pisał coś na kartce papieru. Założył na nos czarne okulary. Powinien je nosić częściej. Nie wyglądał w nich jak nastolatek wbity w garnitur. Podniósł głowę znad kartki i popatrzył w kierunku dziewczyny. Poczuła się jak dziecko przyłapane na wyjadaniu słodyczy. Mimo to, nie odwróciła głowy. Ciągle świdrował ją wzrokiem, Laura poczuła się niezręcznie, więc odetchnęła z ulgą, kiedy zadzwonił telefon Ross'a. Wstała z krzesła i podeszła do szafki stojącej koło biurka blondyna.
Nie gap się na mój tyłek, nie gap się. Nie gap się- powtarzała w głowie szukając segregatora z oznaczeniem B-9.

Ross wstał i przeciskając się w wąskim przejściu między biurkiem a Laurą, objął ją przelotnie w talii.
Przypomniał jej się moment, kiedy robiąc zakupy w markecie mężczyzna mniej więcej wieku jej ojca zrobił to dwa razy, mimo, że sklep nie należał do najmniejszych i nie trzeba było się przeciskać między regałami.
-Przepraszam- powiedział i wyszedł z gabinetu.

Oni robią to specjalnie...


                                                               ..........
                                                                 olaH
 Przepraszam, że wstawiam rozdział tak późno, ale dość długo zastanawiałam się czy prowadzenie tego bloga ma sens. No i w końcu się zdecydowałam :D Nie obiecuję, że rozdziały będą pojawiać się często, ale na pewno częściej niż raz na dwa miesiące (bo prawie tyle minęło od wstawienia prologu!). Nie wiem czemu zapomniałam dodać Briana do zakładki "Bohaterowie", ale myślę, że to już nie będzie miało sensu bo raczej nie zamierzam wprowadzać go w dalszą część historii. Wielkie dzięki za komy pod prologiem króliczki, kocham Was ;**

środa, 29 lipca 2015

Prolog "Take time and erase you, love don't hear no more"

   
Nowy Jork. Ponad osiem milionów mieszkańców. A w samym środku miasta dwaj mężczyźni, na oko niewiele ponad dwadzieścia lat szli ciągle rozmawiając i śmiejąc się do jednego z tutejszych klubów. Zamówili po jednej tequili na jednego i usiedli w loży.
-Nie chcę Cię martwić, ale Brian idzie w naszą stronę i wygląda jak... rodząca orangutanica- powiedział chłopak w białej koszuli i z rudą grzywką lekko uniesioną na żelu.
-Co!? Cholera... -jęknął drugi zasłaniając twarz lewą ręką.
-Lynch!
-Też Cię miło widzieć, stary- zaśmiał się nerwowo.
-Zamknij morde, możesz mi powiedzieć czemu wszyscy gadają, że posuwałeś moją dziewczynę?- warkną brunet opierając ręce o stolik przy którym siedział Ross.
-Coo? Ja nie... Calum, która to?- dokończył szepcząc rudzielcowi do ucha.
-Chyba ta z imprezy u Sean'a. Brunetka... albo blondynka, nie pamiętam. Ciemno było. Długie nogi.
-To ona!- krzykną Brian.
-Sama się na mnie rzuciła!
 -No nie miała wyjścia, jak ciągnąłeś ją za stanik- wtrącił Calum.
-Zdjęła ze mnie bluzkę!
- Żeby zaraz potem sama ją na siebie założyć- dodał.
-Słuchaj! Nie zgwałcił bym dziewczyny!
-Ooo... czyli chłopcy to już inna sprawa?- zapytał rzucając przyjacielowi chłodne spojrzenie.
-Calum! Po czyjej ty stronie jesteś!?
- Biorąc pod uwagę, że jestem chłopcem? Wolałbym nie po twojej...
-Nie jestem ani gajem, ani gwałcicielem! Brian, nie łączy mnie nic z Twoją laską, nawet nie wiem jak ma na imię, więc daj już spokój- powiedział, ale zamiast się obronić w Brianie jeszcze bardziej się zagotowało, chwycił blondyna za koszulkę i podciągną go do pozycji stojącej.
-Nie rób ze mnie idioty, nie obchodzi mnie ile lasek zaliczasz dziennie, ale od moich kici wara.
-Pewnie z sześć- zaśmiał się chłopak stojący po lewej stronie Briana, ale zaraz po tym spoważniał, kiedy zobaczył wściekłą twarz swojego szefa.
-Przy gorszym dniu, albo w święta- wtrącił Calum gestykulując ręką. Brunet puścił ubranie chłopaka i razem ze swoją świtą wyszedł z klubu nie odwracając się.

Dzień później...

  Nowy Jork. Ponad osiem milionów mieszkańców. A w samym środku miasta brunetka biegnąca między budynkami, wymija ludzi w niewiarygodnym tempie, traktując ich jako przeszkody do wyminięcia. Kolejni ludzie oglądają się za dziewczyną, ale widać już tylko jej ciasno związane w kucyka włosy, latające za nią.
-Przepraszam! Przepraszam!- krzyczy ze śmiechem, nie patrząc kogo przeprasza.
Zatrzymuje się w końcu na rogu jednego z budynków, podpiera ręce o nogi i ciągle z uśmiechem na twarzy głęboko wdycha powietrze. Podnosi głowę i wybiega zza budynku za którym stała. Kończy swoją trasę przed wysokim biurowcem w którym pracuje i nagle jej uśmiech momentalnie znika z twarzy. Widzi budynek stojący w płomieniach, z okien wydobywa się ogień, czuje zapach spalenizny, słyszy głośne krzyki. Widzi jak ludzie z przerażeniem wybiegają na zewnątrz i sama szybko ucieka w drugą stronę. W tle słychać syreny straży ratunkowej. Wyciąga telefon z torebki i nieporadnie wpisuje numer, jednak nikt nie odbiera.
-Odbierz! No odbierz do cholery!- krzyczy. Opiera się o przedtem skopaną przez nią ścianę i wybiera numer jeszcze raz. Ze łzami w oczach wraca na miejsce, gdzie budynek już tylko w połowie zajęty ogniem ratują strażacy. Biegnie w stronę stającej obok karetki, a w niej siedzi dobrze znana jej dziewczyna, której lekarze opatrują nogę.
-Maia!? To wszyscy ranni!? Ktoś już pojechał do szpitala!?-krzyczy spanikowana spoglądając raz na medyków raz na przyjaciółkę.
-Nie panikuj tak! I dzięki za troskę, nic mi nie jest...- odpowiada dziewczyna.
-Prze-przepraszam, ale co z Brianem!? Nic mu nie jest? Nie odbiera ode mnie telefonu!
-On dzisiaj nie przyszedł do pracy  - mówi zmieszana.
-Co? Jak to nie przyszedł? Jest poniedziałek, musiał przyjść.
-Auć, kostka dalej mnie boli, może lepiej będzie zrobić rentgen?- zwraca się do lekarza.
-Maia, nie zmieniaj tematu! Ta kostka nie jest nawet spuchnięta, pojedźmy do mojego domu i porozmawiajmy.
-Dziewczyna ma rację... znaczy, z nogą raczej nie ma nic poważnego, jedynie zdarta skóra, zostanie tylko duży strup, bandaż zawiązany, krew nie będzie lecieć, może Pani już iść.
-No dobrze - odpowiada niechętnie. -Mój samochód stoi na parkingu, możesz ty poprowadzić?
Brunetka przytaknęła i obie wsiadły do czarnego porche, obie mieszkały na przeciwko siebie toteż nie pierwszy raz wracały razem po pracy w biurze, a teraz po tym co z niego zostało.
-Okay, wyjaśnij mi co się właśnie stało i zadzwoń do Briana, albo nie. Najpierw zadzwoń do Briana a potem wyjaśnij!
-Laura, zrób to dla mnie i... nie kontaktuj się z nim więcej. On nie jest tym za kogo się podaje. Nie jest ciebie wart, zaufaj mi.
-Co ty gadasz!? Wybiegając z tego budynku nie spadło Ci nic na głowę? Ja go kocham, KO-CHAM , tak samo jak kocham Ciebie, Tori  i trochę bardziej niż rodziców.
-On Cię zdradza!- powiedziała na jednym tchu a Laura krzyknęły tylko szybkie "Co?!" spoglądając na Maie, bo w tym samym czasie straciła kontrolę nad kierownicą. Zajechała drogę ogromnej ciężarówce a dalej było słychać już tylko pisk opon i klakson samochodów.
Samochód wyminął ciężarówkę i z hukiem spadł do lasu koło drogi.
-Maia? Czy my umarłyśmy?- pyta brunetka mocno zaciskając oczy.
-Nie wiem, a czy w niebie są łosie?
-Jakie ł...oł! - krzyknęła po otworzeniu oczu. Przed autem stał dużych rozmiarów łoś spoglądający przez przednią szybę do środka samochodu.
-Czy łosie jedzą ludzi?- spytała Laura z przerażeniem patrząc na pysk zwierzęcia.
-Nie, ale pamiętasz jak oglądałyśmy "American Pie"?
-Pamiętam, drugi raz nie popełnię tego samego błędu- wtrąca.
-A pamiętasz tego gościa, którego zgwałcił łoś?

   Po odcholowaniu auta, które i tak już nie nadawało się do jazdy nim dziewczyny wróciły do mieszkania Mai gdzie nawzajem przykładały sobie mrożonki na obolałe miejsca.
-Nie przyszedł dzisiaj do pracy, każde weekendy spędza z Jeanine, jak widać ten weekend trochę mu się przedłużył.
-Boże, nie wierzę. Jak mogłaś wiedzieć, że mnie zdradza i zachowywać się jakby nigdy nic! Jesteś moją przyjaciółką, czemu mi nie powiedziałaś?- Laura wybuchła. Wszystkie wezbrane w niej emocje przedostały się na zewnątrz a takując bezbronną Maię.
-On był moim szefem, nie chciałam stracić pracy... Wiem, że pewnie to był błąd, ale nie mogłam Ci powiedzieć, A teraz to i tak już wszystko jedno. Współczuję Ci.
-Współczuję Ci? Tylko tyle? A może ty też z nim spałaś, co? Żeby nie stracić pracy!- mówi podwyższonym tonem.
-Nie pozwalaj sobie! Jestem Twoją przyjaciółką, jak możesz tak do mnie mówić?
-Czyli teraz to ja jestem ta zła, tak!? Wiesz co? Nie ważne... idę do niego, nara- powiedziała Laura z nieustającą złością w głosie. Zabrała swoją torebkę z kuchennego blatu i pobiegła do swojego samochodu.

  Tym razem bezpiecznie dojechała pod dom swojego chłopaka. Był to już drugi dom, który sprawdzała. Raz przejeżdżali koło niego, bo Brian zostawił w nim telefon, jednak na co dzień mieszkał tylko dwie ulice dalej od swojego biura. Zapukała delikatnie złotą kołatką, ale po braku reakcji sama otworzyła drzwi i weszła do środka. Na dole po za kurtką leżącą na krześle nie było śladu po chłopaku. Weszła na piętro i podeszła do drzwi w których paliło się światło.
Co ja mu powiem? Co jeśli jest tam z nią? A jest na pewno...
Otworzyła drzwi. Jej przypuszczenia i słowa przyjaciółki się sprawdziły. Brian leżał na plecach pod prześcieradłem, a obok niego leżała naga blondynka do połowy okryta białą tkaniną. Oboje mieli zamknięte oczy do momentu, kiedy dziewczyna otworzyła drzwi i wpuściła do pokoju strugę światła. Chłopak otworzył oczy, a kiedy zobaczył Laurę szybko zerwał się z łóżka.
-Laura to nie tak jak myślisz!- krzykną zasłaniając klejnoty poduszką.
-Jaja sobie ze mnie robisz?-zaśmiała się. Zdradzasz mnie od początku, po tym jak wyznałeś mi miłość, bo rzekomo byłeś we mnie ślepo zakochany, po tym wszystkim co razem przeszliśmy, zdradzałeś mnie przez wszystkie weekendy, które rzekomo spędzałeś na spotkaniach biznesowych za granicą. I wiesz co!? Nie będę za Tobą tęsknić! Jesteś zwykłym chujem i nawet myślałam, żeby się na Tobie zemścić, ale to już nie ma sensu i tak już jesteś skończony.
-Przez to, że ze mną zerwałaś?
-Twoja firma jest doszczętnie spalona, auto firmowe skasowane, miłego dnia, kotku!- powiedziała z udawanym uśmiechem i nie odwracając się wyszła z posiadłości bruneta. Była zadowolona z tego co powiedziała, z tego, że nie pokazała swojej słabości i nie rozpłakała się przed nim.
Kiedy wróciła do domu upadła na łóżko głową w poduszę, a obok niej na łóżko powoli wdrapał się jej pies, a raczej suczka rasy husky, była jeszcze szczeniakiem i jej pani nieraz pozwalała położyć się przy niej w samotne wieczory. Tym razem położyła się tuż koło niej jakby próbowała ją pocieszyć.

  "Nie będę za Tobą tęsknić" - te słowa brzmiały w jej głowie cały czas, tak jakby odbijały się echem o ściany pustego pokoju. Ten pusty pokój był w niej. Nie było już nikogo o kogo mogłaby się oprzeć, nie licząc wsparcia Tori liżącej jej teraz po twarzy. Laura odtrącił psa od siebie dając mu znak, że nie ma teraz czasu na zabawy i z powrotem pogrążyła się w smutku.

Jestem silna, niezależna, radziłam sobie za każdym razem w tym pieprzonym życiu.
Nie uronię ani jednej łzy...

Nie uronię więcej niż jednej łzy...
Więcej niż dwóch...
trzech...
czterech...

Zostałam sama.

dziewięciu...



olaH!
Proszę oo wyrozumiałość, bo to dopiero prolog.
Komentujcie bo to AGEM ważne misiaki.
Chętnie poznam wasze opinie i mam nadzieję na to, że po prologu krzykniecie "Chcę więcej".
Albo chociaż, napiszecie, że jest spk. ... nie będę taka wymagająca...
ap, aP!! (。♥‿♥。)



wtorek, 21 lipca 2015

olaH

                                                                 olaH króliczki ()^.^()
   Nazywam się Sam (powiedzmy ;) i zapraszam Was wszystkich do czytania mojego nowego bloga about Raura :)) Jeśli już coś przeczytacie na tym blogu, to nie pozwólcie, żebym o Was nie wiedziała! Jestem z natury strachliwą dziewczyną, więc żadne szpiegi i żadni podczytywacze nie będą tolerowani! Zachęcam do komentowania, obserwowania, a prolog już niebawem. :)
                                                                        aP, aP!!

Theme by N. DAERE